Naturalne peelingi do ciała

Lata mijają, a skóra się starzeje – i to nie tylko wokół ust i oczu. Nie ma co czekać, trzeba zacząć działać zawczasu, by wspomóc organizm w walce z upływającym czasem. Stan jędrności mojej skóry w wieku dwudziestu kilku lat oceniam na rewelacyjny i pragnę, by taki pozostał możliwie jak najdłużej. Dlatego od prawie dekady staram się regularnie wyświadczać przysługę całemu mojemu ciału i stosuję peelingi (co najmniej raz w tygodniu).

Przygoda z tym typem kosmetyku zaczęła się od delikatnych żeli pod prysznic z granulkami, poprzez kupne chemikalia różnorodnej maści, na środkach domowej produkcji skończywszy. Zdecydowanie stawiam na naturę – jest o wiele tańsza i nieporównywalnie wydajniejsza, niż produkty renomowanych firm. Jedynym warunkiem jej skuteczności jest systematyczność w działaniu – co kilka dni naskórek potrzebuje odnowienia, dlatego należy usunąć obumarłe komórki, by pobudzić regenerację.

Pierwszy eksperyment w dziedzinie domowych kuracji złuszczających okazał się nader skutecznym sposobem na lekko przesuszoną i delikatnie łuszczącą się skórę. Wypróbowałam mieszankę gruboziarnistej soli kuchennej z oliwą z oliwek, dzięki której otrzymałam smarowidło dające niesamowity efekt. Po spłukaniu skóra utrzymywała właściwy poziom nawodnienia i nie wymagała już zastosowania żadnych kosmetyków nawilżających. Dziś stosuję peeling solny głównie latem, gdy po kąpieli słonecznej skóra potrzebuje dodatkowego natłuszczenia.

Kolejnym odkryciem okazał się słodki specyfik, w skład którego wchodziły otręby, cukier i miód. Mniam, niebo w gębie i na ciele! Zachwycająca mikstura odżywcza, dzięki której skóra uelastycznia się i nabiera zdrowego kolorytu. Nadal jest to mój najlepszy sposób na chandrę – wtedy zdarza mi się podjeść trochę tego cuda i, prócz wyglądu, poprawić sobie samopoczucie.

Ostatnim, i absolutnie najbardziej rewolucyjnym specyfikiem, jest peeling kawowy. Przeze mnie, moje siostry i przyjaciółki okrzyknięty został wynalazkiem stulecia – idealnie wygładza skórę, usuwa zrogowaciały naskórek i wspomaga krążenie krwi. Dwie czubate łyżki mielonej kawy połączone z niewielką ilością wrzątku tworzą magiczną papkę, która po kilku minutach masażu całego ciała zamienia skórę w jedwab. Prócz tego kofeina ma dodatkowe (jakże pożądane) właściwości antycelulitowe, a doprawienie jej rozgrzewającym imbirem potęguje to działanie. Osobiście dosypuję jeszcze łyżeczkę ulubionego cynamonu, by móc cieszyć się wspaniałym, korzennym zapachem na długo po wyjściu spod prysznica. Jedyną wadą powyższego mazidła jest fakt, iż zastosowanie go jest rzeczywiście dość brudzące. Ciało później wymaga przemycia delikatnym mydłem, a wanna gruntownego czyszczenia. Gra warta jest jednak świeczki! Żaden (słownie: żaden) inny produkt nie daje takich efektów w tak krótkim czasie.

Zapewne możliwości skomponowania oryginalnych peelingów naturalnych jest o wiele więcej, jednak mi już nie potrzeba nic ponad to. Te trzy zestawy w zupełności zaspokajają potrzeby mojej skóry, która za odrobinę zainteresowania i czas poświęcony na masaż z peelingiem odpłaca się promiennym, zdrowym wyglądem, codzienną miękkością i cudowną delikatnością.

Kreator strony - przetestuj